wtorek, 26 lipca 2016

Jak widzenie zmienia postrzeganie

Ostatnio jestem zanurzona w temacie oka, czyli myślę o nim, czuję je, zauważam zmiany, stany i równice w funkcjonowaniu oraz widzeniu. Wszystko przez ułomność ludzkiej natury, czyli w tym przypadku zapalenie tęczówki. Nie nazwę się wygą w tej dziedzinie, bo daleko mi do poznanego w szpitalu pana, który ma nawracające zapalenie tęczówki od 30 lat, ale jako nowicjusz być może dostrzegam wyraźniej pewne rzeczy. Pisząc poprzednie zdanie zauważyłam sporą ironię: często mam rozszerzane źrenice za pomocą kropli, by lekarz mógł lepiej zobaczyć, co się w oku dzieje. Efekt jest taki, że moje źrenice stają się wielkie jaki młyńskie koła i zajmują prawie całe oko, co zbliża mnie wyglądem do przedstawicieli cywilizacji pozaziemskich.



Ironia polega na tym, że choć źrenica i zakamarki oka stają się wyraźniejsze w czasie badania, to ja tracę wyraźne widzenie jeszcze na kilka godzin po badaniu. Kiedy więc patrzę rozszerzonymi źrenicami na świat, widzę zamazany obraz, trochę takie impresjonistyczne ćapki podbite plamkami słońca. I choć taki świat jest mniej wyraźny, to wygląda bardzo pięknie. Jakby łagodniej i bardziej miękko.


    Claude Monet- Aleja w ogrodzie

To "impresjonistyczne" widzenie niesie też ze sobą pewne ograniczenia - trudno mi robi się rzeczy wymagające sprawnego i dobrze widzącego oka. Tym samym wybieram czynności, gdzie dobre widzenie nie jest potrzebne. I zamiast siadać do komputera porządkuję mieszkanie lub, tak jak dzisiaj, załatwiam wiele spraw telefonicznie. Działam w myśl ustanowionej przez samą siebie zasady, żeby być produktywną i pracować w dzień, a tymczasem moje widzenie skłania mnie bardzo do zatrzymania się, zamknięcia oczu, posłuchania dobrej  muzyki. I tak trwa szamotanina między poczuciem obowiązku, a chęcią bycia w zgodzie ze swoim ciałem. Nie ma wygranej. Trochę pracuję, trochę zamykam oczy.



Nie wiem, czy też tak macie, ale u mnie inne, niż zazwyczaj widzenie świata, przekłada się też na intensywniejsze postrzeganie innymi zmysłami niż oczy, a także na postrzeganie wewnętrzne. To oczywista wiedza, że kiedy nie działa jeden zmysł, wyostrzają się inne. Tak samo jest, kiedy jest tylko zaburzony. U mnie przekłada się na słuch i dotyk i jest to wynik zwykłej potrzeby. Jednak najsilniej wpływa to u mnie na widzenie rzeczy sercem. Na poszukiwania wewnętrzne. Na sprawdzanie i rozważanie, co na prawdę jest teraz dla mnie ważne. Na oczekiwanie na malutkie oświecenie.



Moja koleżanka w podobnej sytuacji zdrowotnej doznała całkiem sporego oświecenia, co u niej zaowocowało zmianą pracy i rozpoczęciem porządkowania relacji rodzinnych.

U mnie kiełkują różne myśli. Czasem już myślę, że pojawiła się w mojej głowie jakaś rewolucyjna myśl, ale szybko gdzieś ucieka. Nie jestem pewna, czy doznam choć tyciego oświecenia. Może w moim przypadku po prostu chodzi o to, żeby dać ciału i głowie odpocząć, przestać gonić. Jednak oświecenie to byłoby coś :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz