Idę sobie chodnikiem, ciepło. Bardzo ciepło - 29 stopni Celsjusza. Wprawdzie prawie połowa września, ale lato. I kalendarzowe i pod względem aury. Przyznaję, że niektóre drzewa zaczynają zmieniać kolor na blisko jesienny, ale w duszy lato. Idę wyprostowana, sprężystym krokiem, zadowolona z porannego spotkania, moje myśli krążą wokół tego, co bym zjadła na późne śniadanie, bo przed spotkaniem jakoś mi się nie chciało. Idę sobie w fajnym nastroju, zawiał wiaterek i na mojej głowie wylądował liść. Bardziej żółty niż zielony, taki jakby jesienny. Na mojej głowie. Zaskoczył mnie kompletnie. Był miły w dotyku, ale jednak to liść na głowie. I jeszcze wyraźnie dający do zrozumienia, że jesień idzie. Co miałam robić - zdjęłam liść, pozwoliłam mu upaść na trawę, gdzie leżało już więcej takich samych liści. Powoli oswajam się z myślą o nadchodzącej jesieni.
nieubłaganie rodzi się już nastrój jesienny
OdpowiedzUsuń