poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Kosmetyki, czyli o niebezpiecznej Dżungli Decyzji

Człowiek żyje sobie spokojnie w cywilizacji z dostępem do wszelkich dobrodziejstw, kompletnie nieświadomy, jak wiele pułapek i trudnych decyzji czyha na niego codziennie. Większość z nich związana jest z podejmowaniem decyzji. Właściwych. Właściwych dla mnie - człowieka.

Chcę się z wami podzielić moimi refleksjami nad decyzjami związanymi z wyborem kosmetyków. Sami wiecie, jak wiele kosmetyków mamy do wyboru. Większość z nas wie, że nie warto używać tych testowanych na zwierzętach oraz zawierających parabeny, barwniki i coś tam jeszcze. Najlepiej używać te naturalne. I jeszcze może te polecane przez specjalistów. Tylko czy te naturalne są w stu procentach naturalne, a te polecane przez specjalistów są polecane z pobudek zdrowotnych? I kto jest dla mnie specjalistą?

Jestem ufna i wierze ludziom. Wierzę nawet tekstom pisanym przez ekspertów. Do niedawna wierzyłam też lekarzom. A teraz jestem w kropce. Jak czytam, że jakiś kosmetyk jest zrobiony z naturalnych składników, to wierzę i kupuję. Jak mi dermatolog mówi, żebym kupiła kosmetyk apteczny, który pomoże mi przywrócić fragment skóry do normalności, to idę i kupuję. A potem rozmawiam o tym z moimi bardzo świadomymi kosmetycznie koleżankami i okazuje się, że te kosmetyki złożone są głównie z ropy naftowej i tym podobnych wspaniałych składników. A tych dobrych mają malutko, więc nie koniecznie one działają.



Rozumiem, że producenci chcą zarabiać. W końcu po to coś sprzedają. Rozumiem też, że w świecie idealnym jestem człowiekiem świadomym, znam łacińskie nazwy wszystkich składników i dokładnie czytam etykiety na kupowanych rzeczach. Tyle że tak nie jest. Jestem średnio świadoma, skład czytam tylko czasami i bardziej na produktach spożywczych i do tego ciągle wierzę w ludzi i w to, co mówią.

Jeszcze mogę zainstalować aplikację w telefonie, która czyta składniki i mówi, czy są zdrowe.

Najpierw zrodził się we mnie bunt, a teraz odczuwam smutek, że jak chcę kupić zdrowy produkt, to tylko z zaufanego źródła i czytanie składników na etykietach jest obowiązkowe. Dodatkowo takie produkty mają sporą cenę. Oczywiście jest kilka wyjątków.

Jeszcze można samemu robić kosmetyki, o ile ma się dostęp do dobrych składników, jak np. nieskażone spalinami kwiatki nagietka i o ile ma się wystarczająco dużo zapału, samozaparcia i czasu. Podziwiam ogromnie za to moją koleżankę, choć sama przyznała, że jak tylko znalazła na rynku pastę do zębów bez fluoru to przestała sama ją robić.



Na końcu procesu zakupowo-użytkowego jesteśmy my. Najważniejszym papierem lakmusowym jest nasza skóra. Tyle że przekonałam się, że ona też nie zawsze rozpoznaje dobre od tego drugiego. I bądź tu mądry i zdrowy ...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz