sobota, 6 sierpnia 2016

Taniec jako poranna gimnastyka

Obudziłam się wcześnie i pojawiła się w mojej głowie myśl, że chcę pomedytować przy niesamowitych dźwiękach mantr i sutr buddyjskich. Mam taką płytę, którą usłyszałam i dostałam w prezencie w Pekinie blisko buddyjskiej świątyni.



Ale zaraz potem pojawiła się druga myśl, że najpierw chcę potańczyć, zacząć dzień energetycznie przy radosnych i pełnych miłości sambach Clary Nunes. Ilekroć słucham tej muzyki, nogi samą ruszają w tan, a za nimi całe ciało. Sprawdziłam, że na innych też tak działa.



W tej muzyce słychać energię, mnóstwo dobrych emocji i czuć słońce. Ja mam przed oczami wielkie sambodrony i wyobrażam sobie,  że jestem królową free stlyle samby.



Uważam, że warto znać kroki różnych tańców, uczyłam się ich, znam, potrafię zatańczyć cha-chę i inne latynoskie i klasyczne rytmy. Najbardziej jednak lubię styl dowolny, czyli tańczenie, jak w duszy gra i jak nogi prowadzą. Znajomość kroków daje więcej możliwości do tworzenia stylu dowolnego, a poza tym okazuje się przydatne w zupełnie nieoczekiwanych sytuacjach (miałam takich kilka w życiu, między innymi na pikniku w Puławach i w paryskim klubie :))

Kiedyś myślałam,  że należy się trzymać zasad i jest tylko jeden dobry sposób tańczenia - taki, jak uczą na tanecznych kursach. Kiedyś w Madrycie poznałam nauczyciela tańca muzyki latynoskiej, który pokazał mi, jak wspaniale się tańczy, kiedy pamiętamy o nauczonych krokach, ale potraktujemy je z pewną nonszalancją. Szczerze polecam taki taneczny luz, zwłaszcza o poranku w piżamie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz