sobota, 27 sierpnia 2016

Dziwna sobota

Jest takie powiedzenie: sobota imieniny kota. Kotem nie jestem ani nie mam, ale dzisiaj czułam się jak znikający kot z "Alicji w Krainie Czarów". Nie fizycznie, tylko mentalnie.

Ledwo się obudziłam, a tu dzwoni domofon i słyszę w nim jakiś wstęp o imionach, a na koniec pytanie: "a jakie imię ma Bóg?". To była jedna z regularnych prób nawiązania kontaktu przez świadków Jehowy. Nawet chwilę mnie to zastanowiło i uznałam, że to niezły chwyt. Jeśli ktoś się na to złapie i zechce porozmawiać, to tak, jakby się zgodził, że Bóg istnieje, bo dyskusja jest o imieniu, nie o istnieniu.

Potem wydarzyło się wiele innych bardzo dziwnych rzeczy, a późnym popołudniem spacerując po bulwarze wiślanym co parę metrów spotykałam znajomych, których nie widziałam dawno i jeszcze dawniej i towarzysząca mi para uznała, że musimy gdzieś usiąść, żeby spokojnie porozmawiać, zamiast co chwila być przedstawianym moim dawno nie widzianym znajomym.

I chyba też postanowiłam, że napiszę doktorat. Ło, jejku! Sama jestem zdziwiona. I szeroko się uśmiecham :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz