wtorek, 21 czerwca 2016

Wspólnota z przypadku

Ostatnio regularnie chodzę do okulisty, bo leczę schorzenie oka. Z tego powodu spędziłam też kilka dni w szpitalu.


To było dla mnie zupełnie nowe doświadczenie. Najciekawsze jednak i co zapamiętałam najlepiej, to ludzie, których tam spotkałam. Pacjenci. Wszyscy z jakąś na tyle poważną sytuacją, że musieli pomieszkać trochę w szpitalu.

Oddział dość kameralny, sale dwu i trzyosobowe i brak jakiejkolwiek wspólnej przestrzeni - sali, w której można posiedzieć i wspólnie porozmawiać. Mimo to, wszyscy aktualni pacjenci spotykali się regularnie i często na podanie kropli do oczu. Większość z nas miała podawane krople co godzinę, więc trochę jak te psy Pawłowa, pojawialiśmy się przed salą, w której to się odbywało, siadaliśmy na krzesełkach lub podpieraliśmy ściany i rozmawialiśmy. Łatwo było zacząć rozmowę - od oka  oczywiście.

W ten sposób szybko się poznaliśmy i zawsze mieliśmy o czym rozmawiać. Połączyły nas oczy.

Odkąd wyszłam ze szpitala byłam na trzech wizytach kontrolnych i za każdym razem spotykam kogoś, z kim rozmawiałam w kolejce po krople do oczu. I za każdym razem witamy się jak starzy, dobrzy znajomi. I uważam to za bardzo fajne, budujące przeżycie. A do tego lekarze zachowują się tak, jakby nas pamiętali, więc, choć to dziwnie zabrzmi, w tym szpitalu zaczynam czuć się jak z wizytą u dobrych znajomych :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz