Zdarzają się wam sytuacje, kiedy od jednego słowa zaczyna się rozmowa z kimś nieznajomym? Mi się to przytrafia zazwyczaj w sklepie. Jakoś tak naturalnie.
W ciągu ostatnich dwóch dni miałam takie dwie sytuacje:
1. Sklep wielobranżowy - garnki, kosmetyki, lampy itp.
Przymierzam się do kupna nowej patelni, więc odwiedzam tego typu sklepy. W tym była wielka różnorodność przedmiotów, więc oglądałam półka po półce. Kiedy dotknęłam butelki z korkiem, usłyszałam z boku:
- Jak kiedyś oranżada - tak zaczęła rozmowę pani w słusznym wieku.
- Dobra na lemoniadę - odparłam.
- A jak pani robi lemoniadę?
- Gotuję wodę, wyciskam sok z cytryny i pomarańczy i dodaję liście mięty - poinstruowałam.
- Taka kwaśna!
Dodałam jeszcze, że przecież można ja osłodzić, ale pani już straciła zainteresowanie.
2. Sklep z warzywami.
W domu na parapecie mam miętę w doniczce. Tak intensywnie ją zużywam, że chciałam kupić nową, rozrośniętą miętę.
Na zewnątrz skrzynki z warzywami i bazylia w doniczce.
Wchodzę więc do środka, gdzie pani sprzedawczyni obsługuje jedną klientkę i pytam, czy jest mięta w doniczce. Na co klientka:
- To pani pyta o miętę, a u mnie w ogródku pod oknem, tak się rozrosła, że zaczęłam ją rozdawać.
- Bardzo chętnie przyjmę miętę, jeśli pani taka miła - odpowiedziałam od razu.
- To wykopię kawałek takiej młodej i zostawię tu w sklepie w poniedziałek u pani Ani - pociągnęła temat pani od mięty.
I w ten sposób czeka mnie "randka z miętą" :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz